Już przycupnęła na krzewie bugenwilli zimującym w domu. Ale nagle podczas rozmowy z gościem usłyszałem trzepot. Obudzona chyba słońcem fruwała tłukąc się o szybę.
Otworzyłem drzwi na taras. Ledwo zdążyłem przestawić aparat jak wyfrunęła na dwór. Nie mogła się widać oprzeć słońcu, a miało dziś ono magiczną siłę jak czysta emanacja jesieni.
Rusałka udała się na oblot – co też się jeszcze dzieje na dworze ciekawego. Klematis The President ma od dłuższego czasu pochyloną głowę, ale jej nie traci, ani się nie odbarwia:
Zajrzawszy tam rusałka mogłaby potem przysiąść na liściu perukowca.
Ale musiałaby uważać, bo gdzieniegdzie niżej, na liściach schowanych przed słońcem mokro po wczorajszym deszczu.
Właśnie na wietrze i słońcu suszą się też jakieś spódniczki albo pelerynki
Mogłaby się zagubić nasza uciekinierka w towarzystwie rozognionych miechunek i nawet zapuścić trąbkę do ukrytych w środku jagódek
Zobaczyć że rozkwitła jeszcze młoda nawłoć.
I że dopiero jest w połowie życia dzielna odętka.
W parku miejskim, dokąd poszedłem z moim Gościem, zobaczyłabyśliczniedopalające sięjeszcze wierzby nad stawem
A zaraz obok pod figurą upamiętniającą założenie miasta – jeszcze kwitnące niebieskie pierwiosnki.
Kwitnie też jeszcze jeden biały, ale całkiem już obgryziony przez ślimaki, niewiele co zostało, tak jak na tym niebieskim z lewej strony.
Gdyby rusałka wróciła razem z nami ze spaceru do swojego domu, jeszcze by przy nim zobaczyła klematis w magii tęczy
Czy tylko widział ją aparat oślepiony słońcem i utrwalił swoje magiczne oślepienie?
© A. Dąbrówka