Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka
957
BLOG

AVATAR czyli sprawiedliwość istoty wyższej

Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka Kultura Obserwuj notkę 10

Po obejrzeniu filmu "Avatar" muszę dopisać coś do mojego poprzedniego wpisu, który mówił o przymusach systemowych jakim podlega nawet istota wyższa.
Przymusach ze strony systemu wartości.

Film Camerona to udane połączenie Science-Fiction, westernu i fantasy.
Podróż na inną planetę i technologiczne nowinki.
Społeczność myśliwska żyjąca w harmonii z naturą i nagle zagrożona przez intruzów z ich potężną technologią.
Świat jest po opieką siły wyższej, która manifestuje się w postaci  bardziej religijnej niż magicznej. Pewien stopień braterstwa ze światem zwierząt można też zaliczyć od sfery jakoś zarządzanej przez tę siłę wyższą. Kontakty tamtych ludzi z przyrodą odbywają się przez wejście do sieci neuronowej, ale i przez modlitwy.
 
Gadatliwe dusze narzekają tu obok na prostotę fabuły.
Ale nie każda opowieść musi mieć sto zwrotów akcji.
Potrzebują ich komedie, wymagają tragedie.
Poetyka baśni magicznej służy pokazaniu skali wartości, wdrażania do nich młodego pokolenia i powinności, jakie wynikają z ich istnienia i przyjęcia za swoje.

Fabuła rażąca ubóstwem pozwala łatwiej zauważyć przekaz.W nurcie S-F mieści się niby banalne pytanie: Cóż takiego mieszkańcom Pandory może zaoferować ludzka cywilizacja: piwo jasne i dżinsy?
Składnik westernowy też daje jasny przekaz: walki o życie nie wygrywa cynik z większą spluwą.
 
A fantasy? Mimo że brak tu takiej fabularnej kreatywności "Pierścienia" czy nawet aluzyjności "Narnii", to nawet dość elementarny animizm planety Pandora niesie interesujący przekaz na poziomie religijnym.
Kiedy bohater przegrywając walkę z korporacją zwraca się o pomoc do siły wyższej, autochtonka uświadamia mu, że Eywa nie staje po niczyjej stronie.

To jest ten wielki dylemat istoty wyższej, jeśli rozszerza krąg wyznawców na grupy o sprzecznych interesach. Mówiąc antropologicznie - kiedy religia staje się systemem kulturowym (Geertz).
Chcąc zachować sprawiedliwość wobec wszystkich, siła wyższa nie może być stronnicza.
W historii religii judeochrześcijańskiej o tym przełomie świadczy Nowy Testament.

Jako dodatek dla miłośników latania na zwierzętach (ci co widzieli "Avatara" wiedzą o czym mówię) nieduża bajka niderlandzka o latającym koniku poniżej, a druga tutaj.

Aha. Jako ktoś poważnie traktujący bajkę ludową nie muszę chyba się tłumaczyć, że uważam ten film za najpiękniejszy w świecie.



11. ZAMEK O STU OGRODACH

    Bardzo, bardzo dawno temu pewien człowiek chciał opłynąć cały świat i dowiedzieć się, co też ciekawego jest do obejrzenia w obcych krajach.
    Zabrał się na statek z wypchanymi mieszkami i wesół jak kotek wypłynął na morze.
    Ale przyjemność prędko się skończyła. Niebawem podniosła się okropna burza: deszcz lał jak z cebra, pioruny waliły, tylko chrobotało, wicher aż wył, a fale bałwaniły się wielkie jak góry i statek w końcu rzuciło na skały jakiejś wyspy, aż rozleciał się na kawałki.
    Długo błądził nasz podróżnik: wreszcie stanął przed wspaniałym zamkiem. Kiedy mu się przypatrywał z wielkim natężeniem, zagadnął go wielki pan, właściciel tej książęcej siedziby.
    - Jesteś zapewne obcym na tej wyspie? - zapytał go
    - Tak, panie, mój statek się rozbił i teraz nie wiem, co począć.
    - Jeśli zechcesz, możesz zamieszkać u mnie na zamku.
    Nasz podróżnik był w siódmym niebie, kiedy usłyszał te słowa i natychmiast przyjął szlachetną propozycję.
    Może przemieszkał tam rok, kiedy pewnego dnia pan przyszedł do niego i wręczył mu wielki pęk kluczy.
    - Muszę dziś jeszcze podjąć podróż w ważnych interesach. Masz tu klucze do moich ogrodów; do każdego wolno ci wchodzić, z wyjątkiem setnego. Biada ci, jeśli postawisz tam nogę, zapamiętaj.
    To powiedział i wyjechał.
    Nasz człowiek, który jak niejeden z nas był ciekawskim, nie zwlekał długo ze zrobieniem użytku z kluczy.
    Wszedł do pierwszego ogrodu. Jak pięknie! Wspaniałe rzeźby, srebrzyste strumyki i sadzawki, pachnące kwiaty wszelkich odmian i drzewa obwieszone smacznymi owocami.
    Drugi ogród był o wiele wspanialszy... I tak szedł od drugiego do trzeciego, od trzeciego do czwartego i wszędzie znajdował coś nowego i wszędzie wielkie bogactwo. Nareszcie stanął przed setną furtą.
    Wejść, czy nie wejść?... Wahał się. Ale tutaj będzie piękniej niż we wszystkich poprzednich razem!... Był sam, nikt się nie dowie, że wszedł.
    No, to idziemy - pomyślał.
    Piękniejszych i bardziej niezwykłych rzeczy niż te, które tam zobaczył nie sposób wymyślić, oczu mu nie starczało do patrzenia. Na brzegu strumienia pasły się wśród innych zwierząt śnieżnobiałe koniki, tak łagodne, tak oswojone, że same podeszły do przybysza.
    Jakie to musi być proste, dosiąść któregoś z nich. - pomyślał
    I w tej samej chwili już siedział na jednym. I - ach! Ledwie znalazł się w siodle, jak konik uniósł się w powietrze.
    Zląkł się i zaczął wołać, drzeć się w niebogłosy i szarpać za cugle, ale wszystko na próżno: konik piął się wyżej i wyżej, leciał ze swoim jeźdźcem nad górami i dolinami, ponad miastami i wioskami, nawet ponad morzem i w końcu postawił go na bezludnej wyspie, po czym znikł.
    I stój tu człowieku... Znowu sam jeden, samiusieńki!... Nigdzie ani człowieczka, tylko tu i ówdzie dzika owca.
    Co tu robić?... Nazbierał trochę kawałków drzewa i sklecił z nich budkę; będzie w niej mieszkał i hodował owce, które może złapie.
    Tak w niedługim czasie miał niezgorszą trzodę i byłby niechybnie szczęśliwy, gdyby nie czuł ochoty, żeby wrócić do ojczyzny i nie zauważył, że codziennie ktoś mu kradnie owce.
    Jakby tu, do licha, dostać się do kraju?... Kto może mi wykradać owce? Te dwa pytania nie przestawały go zajmować.
    Kiedyś przed wieczorem zobaczył wielkiego ptaka, lądującego w środku jego trzody: to był orzeł, który w swoje szpony schwycił owcę i wzbił się szybko w góry.
    Teraz znał złodzieja. Ucieszył się z tego, bo wiedział już, czego ma się trzymać...
    Zaszlachtował dwie owce, ściągnął z nich skórę, zeszył obydwie skóry, wsadził do kieszeni dobry nóż, wsunął się do skór i usadowił w środku trzody.
    Nie potrwało długo, jak orzeł znęcony dużym łupem, zniżył lot, capnął cudowną owcę i poniósł wzwyż, hen pod chmury.
    Żeby tak pofrunął w stronę morza - pomyślał nasz podróżnik - to by się znalazł sposób na dostanie się do domu.
    Po niedługim czasie i to życzenie się spełniło: ptak poszybował nad szerokim morzem.
    Żeby się pokazał jakiś statek - zażyczył sobie podróżnik w owczej skórze.
    Jest!... Daleko widać smużkę dymu z komina: statek bez żadnych wątpliwości!
    I już rozcina skóry. I szu!... poleciał w dół i chlupnął w szerokie, głębokie morze...
    W końcu wypłynął na wierzch i zauważyli go marynarze, których uwagę przyciągnęło niespodziewane plaśnięcie, dopiero co usłyszane.
    Wypłynęli łódką po nieszczęśnika, zabrali go na statek i zawieźli zdrowego do ojczyzny.
    Czy jeszcze potem kiedyś nabrał ochoty na podróże, historia nie podaje.
 

Staram się robić tylko to, czego nikt inny nie potrafi, a ktoś powinien. Ten blog jest zakończony. Powody są podane w komentarzach do ostatniej notki, ukrytej przez Administrację. Od 6 sierpnia 2012 działa nowy blog w innym miejscu. .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura